poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Intensywny samorozwój a zdrowie

W zeszłym miesiącu dużo czytałam o dobrodziejstwach skrócenia naszego snu. Był to temat, który pojawiał się niemal w każdym blogu, który napotkałam. Sama zastanowiłam się nad tą ideą i postanowiłam ją wdrożyć w życie. Pozornie nie miałam z tym problemów, bo bardzo szybko zaczęłam wstawać o 5:30 i spać po 5-6 godzin...
Jednak dzisiaj chciałabym napisać o czymś zupełnie przeciwnym, o tym, czy takie ekstremalne skracanie czasu snu na pewno jest dla nas najlepsze.

Przypomniałam sobie piękne studenckie czasy, gdy przygotowywałam się do obrony pracy magisterskiej...
Listy z pytaniami dostałam miesiąc przed obroną, większość z nich nie powtórzyła się w pytaniach z ubiegłych lat... musiałam je opracować, potem się wszystkiego nauczyć... Część z tych pytań była po prostu "opisówkami" których wystarczyło się nauczyć rozumieć, a potem można było już lać wodę. Niestety było wśród nich mnóstwo pytań "wyliczanek", które niestety trzeba było zakuć, bo specjalnej logiki w nich nie było. Do tego jeszcze wciąż kończyłam pisać pracę... Było tego strasznie dużo, by się wyrobić zarywałam kolejne nocki, uczyłam się po kilkanaście godzin bez przerwy... trwało to 2, może 3 miesiące, ale radziłam sobie. Byłam czasami zmęczona, ale nie czułam jakiegoś specjalnego wyczerpania... Wszystko wyszło dopiero po obronie...
Zaczęło się od tego, że na nodze zrobił mi się odcisk, przez który ledwo co chodziłam... ale kto by się przejmował odciskiem, sam się zrobił to i sam zejdzie - w ten sposób 2 miesiące nie schodził. Potem na palcu u ręki skórka mi się zadarła. Drobiazg, co nie? A mi to zaczęło ropieć, puchnąć i bolało nawet jak na to dmuchałam... Do lekarza jednak poszłam dopiero jak oko całe spuchło mi jak balon i przestałam "wyglądać". Opowiadając o moich dolegliwościach czułam się jak "dziecko wojny". To mi dolega i jeszcze to, i jeszcze to... Dermatolog jednak nie była zdziwiona, chociaż postawiła 3, pozornie niepowiązane diagnozy: na nodze modzel, na palcu zakażenie od urwanej skórki a oko zatarłam sobie świeczką na cmentarzu (było krótko po "Święcie Zmarłych"). Powiązanie też było. W trakcie wywiadu lekarskiego Pani doktor wypytywała mnie czym się zajmuję, co robiłam w ostatnim czasie i podsumowała to, że na bank wina leżała właśnie w zbyt mocnym forsowaniu organizmu i stresie... Takie rzeczy przeważnie wychodzą po pewnym czasie i wszystko idealnie pasowało do tamtego okresu. Dla tego oprócz lekarstw dostałam też witaminy na wzmocnienie (doktor kazała mi kupić jakieś dla kobiet w ciąży, bo takie mają najlepszy skład, to jakby ktoś był ciekawy).

Wróćmy do teraźniejszości. Jak wyżej wspominałam, poranne wstawanie szło mi wzorowo. Jedynie w niedzielę trochę odpuszczałam, ale i tak wstawałam przed ósmą. Dużo gorzej było z kładzeniem się spać o porze pozwalającej mi dostatecznie wypocząć. Dalej kładłam się około 12-tej. Jednak nie czułam nie wiadomo jak wielkiego wyczerpania. Byłam trochę zmęczona, ale trochę poruszałam się i znowu wszystko było OK. Akurat mam w pracy dość gorący okres - zmiana ustaw, wytycznych (likwidują NIPy dla osób fizycznych, a ja siedzę w ewidencji). Wszystko oczywiście niedopracowane. Codziennie dostawałam z Ministerstwa inne wytyczne, petentom, którzy do mnie przychodzili raz mówiłam jedno, a drugiego dnia coś przeciwnego, Ci mnie (w sumie słusznie) opie(!!!) a ja tonęłam w nowych przepisach, które próbowałam zrozumieć... W międzyczasie starałam też się uczyć angielskiego, chociaż różnie mi to wychodziło... a w końcu, jak w pracy się trochę uspokoiło, ja tradycyjnie dostałam jakiejś dziwnej infekcji, miałam gorączkę i strasznie piekł mnie brzuch... Do tego jedna koleżanka na urlopie, druga na szkoleniu a ja zostałam sama na dziale i nawet nie miałam jak iść do lekarza. Ledwo co obsługiwałam ludzi, a jak tylko przyjeżdżałam do domu, to od razu się kładłam i wstawałam dopiero rano do pracy. Na szczęście dostałam trafione leki i już na drugi dzień wszystkie objawy ustąpiły. 
Wydaje mi się, że ta choroba też może być związana z przemęczeniem, po prostu mój organizm znowu się buntował.

Są ludzie, którzy nie potrzebują dużo snu by prawidłowo funkcjonować. Sławny Napoleon podobno sypiał około 3 godzin, a mimo to był wybitnym przywódcą, a Jego tworzone po nocach strategie podbojów przeszły do historii. Pamiętajmy jednak, że każdy z nas ma inny organizm. Jedni są silniejsi, odporniejsi, szybciej potrafią zregenerować swoje siły, a drudzy niestety potrzebują na to czasu. Bez znaczenia jest też klimat w którym żyjemy. Polska należy do krajów, w których ludzie potrzebują więcej czasu na odpoczynek. Ktoś mi kiedyś opowiadał, że mieszkał pół roku za granicą (niestety nie pamiętam gdzie) i tam czuł się bardziej rześko i krócej spał... A ja mieszkam w bardzo zróżnicowanym klimacie, gdzie często jest niekorzystne ciśnienie. To też trzeba wziąć pod uwagę, a dopiero potem porównywać się do Napoleona ;)

Tak czy inaczej, nie mogę zapominać o wypoczynku, bo bez niego nie będę miała szans czegokolwiek osiągnąć.

Ps, zapisałam się do pewnego teleturnieju telewizyjnego :oD Trzymajcie kciuki, by mnie do niego wybrali :oD