niedziela, 10 lipca 2011

Porane i Wieczorne Rytuały

Niedawno czytałam artykuły o wczesnym wstawaniu, m.in tu i tu
Blogi te dały mi dużo do myślenia, bo zawsze byłam śpiochem do kwadratu ;) Też na studiach nie zapisywałam się na poranne zajęcia, w weekendy normą było wstawanie po 14-tej... Podobnie po studiach. Jak nie miałam pracy to kładłam się spać ok 4-tej nad ranem a potem spałam nawet i 12 godzin, do oporu...
Na szczęście, jak zaczęłam pracować, to mój organizm szybko się przestawił na czas urzędniczy :) Niby daję radę wstać tak, aby dojechać na czas do pracy, ale każdy ranek jest dla mnie istną gehenną... Miotam się po domu, nie wiem za co się złapać, śpieszę się, bo ciągle czuję, że już jestem spóźniona, w ostatniej chwili szukam ubrań, szybko je prasuję, ledwo pakuję śniadanie do pracy (o zjedzeniu czegokolwiek albo wypiciu kawy to nawet nie marzę bo nie mam na to czasu)... Do tego ciągle mam wrażenie, że wszystko zajmuje mi za dużo czasu, że mogłabym to zrobić szybciej, ale mi nie wychodzi...

Jednak czytając o idei wstawania o 5:30 w celu zrobienia wielkich rzeczy naszła mnie refleksja, że mój problem nie tkwi w tym, że nie mogę wstać (chociaż wyczołganie się z łóżka zajmuje mi pół godziny), ale z kompletnego braku organizacji! Wieczorem zawsze siedzę do oporu oglądając filmy, siedząc na necie, czy chociażby się ucząc... Nie myślę o tym, że do spania też należy się przygotować! W wyniku tego przychodzi godzina X, ja już zasypiam, nie mam na nic siły więc resztkami sił dochodzę do łazienki, w zasadzie to już śpiąc biorę prysznic a potem prosto do łóżka...
A rano: dzwoni pierwszy budzik, ja do niego wychodzę i wracam do łóżka (u mnie niestety nie działa fakt, że jak sobie pochodzę po mieszkaniu, to potem nie mogę wrócić do wyrka i spać dalej - to mogę zawsze). Potem dzwoni drugi budzik, wyłączam go i zaczynam bić się z myślami "może jeszcze minutkę, będę wszystko szybciej robić, po co ja wogle mam teraz wstać skoro jest mi tak dobrze", po 10 minutach jest już tak późno, że wyskakuje z łóżka i nie wiem za co mam się złapać... Nic nie mogę znaleźć, nie mam pojęcia w co się ubrać, resztę już opisałam wyżej...

Najwyższy czas by to zmienić!

Wczoraj, przypadkiem sama wstałam o tej sławetnej 5:30, bez budzika - tyle się o niej naczytałam, że autosugestia zrobiła swoje. Też nie zdążyłam się przygotować do poranka, a dzień miałam niezaplanowany. Wykorzystałam więc ten czas na szczegółowe opisanie czynności, które powinnam wykonać rano i wieczorem. Ta codzienna myśl, że "Mogłabym wszystko zrobić szybciej" też ma swoją racje bytu, bo bardzo dużo czasu zajmuje mi myślenie "Co mam teraz zrobić" i "Czy już wszystko zrobiłam". Niby banalne rzeczy, a jednak...

Wypisanie w najmniejszych szczegółach wszystkiego co powinnam robić rano, w jak najbardziej ekonomicznej kolejności też okazało się nie łatwym zadaniem. Niby miałam już listę, ale jak ją dziś rano testowałam, to okazało się, że zapomniałam w niej nakarmić koty, uczesać się i wziąć tabletkę na alergię (przy ładnej pogodzie bym bez niej zginęła). Jednak przypomnienie sobie tych 3 czynności nie zajęło mi tyle co zastanawianie się co teraz mam zrobić (a rano przeważnie nie jestem w stanie myśleć). Wszystko robiłam nosząc ze sobą swoją listę i co dziwne, wszystkie poranne czynności zrobiłam o pół godziny szybciej! Jeśli teraz je wszystkie będę robić w tej samej kolejności, to staną się one moimi porannymi rytuałami o których nie będę musiała myśleć. Po prostu wykonam je automatycznie.

Jednak, by rano wszystko się układało należy najpierw się do tego poranka przygotować! Mi największą trudność sprawia uświadomienie sobie, że dzień się kończy NIE w momencie, gdy nie mam już sił nawet spakować torebki na jutro, ale o godzinie X, czyli o godzinie w której powinnam wyłączyć komputer, zacząć układać swoje rzeczy, przygotować sobie ubranie na następny dzień, itd, czyli po prostu zacząć się przygotowywać do snu i następnego dnia. 
Zakładając, że wstaję o dotychczasowej godzinie, sił mi zaczyna brakować około godziny 22-giej. Czyli jeśli wieczorne rytuały zajmują mi godzinę, to godzina X wybija o 21-szej! Jest to dla mnie bardzo wczesna godzina i ciężko jest mi się oswoić z myślą, że na dworze jeszcze się dobrze ciemno nie zrobiło, a dzień już się skończył :( Ale większego wyboru nie mam, będę musiała przywyknąć...

Jest też kwestia tego, że podobno człowiek nie potrzebuje więcej niż 6 godzin snu... Ja do niedawna spałam po 9-12 godzin (uroki bezrobocia) i teraz, jak śpię 7 i pół godziny to czuję się niedospana i raz w tygodniu muszę odespać zaległości... Jest to podobno kwestia wmówienia sobie, że wcale nie potrzebujemy aż tyle snu... Autosugestia jest bardzo silnym narzędziem, więc warto spróbować... miło by było mieć jeszcze dłuższy dzień...

Jak na razie, dzięki porannym i wieczornym rytuałom  zaoszczędziłam pół godziny :) Teraz się muszę zastanowić, czy lepiej będzie pójść spać o te pół godziny wcześniej, czy może wstać jak zwykle, a do rytuałów dopisać punkt "włączenie komputera" a potem przed wyjściem "robienie powtórek z tutora". Muszę przetestować obie opcje i zobaczę co mi będzie bardziej odpowiadać :)


A oto moje rytuały:
Poranne rytuały:
  • wstaję, wyłączam budzik i OD RAZU biegnę do łazienki
  • po drodze stawiam wodę na kawę
  • poranna toaleta
  • zalewam kawę
  • kremuję buzię
  • ubieram się
  • ścielę łóżko
    • włączam komputer (opcjonalnie)
  • czeszę się
  • pryskam się antyperspirantem i perfumami
  • robię mc-up
  • biorę tabletkę
  • robię śniadanie
  • jem śniadanie
    • robię powtórki z tutora (przy śniadaniu, opcjonalnie)
Wieczorne rytuały:
  • 21:00 KONIEC DNIA
  • składam rzeczy, odkładam wszystko na swoje miejsce
  • podlewam kwiatki
  • przygotowuję ubranie na następny dzień, prasuję je
  • kąpiel,
  • kremowanie


5 komentarzy:

  1. A mówiłaś, że nie masz talentu pisarskiego :) Masz! Rozpisałaś się, że ho ho :) Tak trzymaj!

    Ja od jutra też wracam do planu "5:30", na razie zawaliłam poranne wstawanie tylko w weekend... Zresztą nie wiem czy nie będzie rozsądniej właśnie te weekendy sobie odpuścić :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawyk "dobrego spania" to niełatwe wyzwanie. Powodzenia:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję Helineth, starałam się :)

    A nawyk "dobrego spania" jest dla mnie jednym z najtrudniejszych wyzwań... ale w końcu dam radę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wampirko dasz radę, ja po 30 dniach już daję rade ;) trzeba tylko nastawić na to nasz organizm. A przyznam te plany są dość dobre, ja jednak nie mogę sobie robić tak szczegółowych, bo i tak potem bym połowy nie zrobiła, albo wypadłoby mi do zrobienia coś jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
  5. Moja rada: nie zostawiać prasowania na ostatnią chwilę. Ja prasuję raz/2 razy w tygodniu. Gdy wyschnie całe pranie jakie było zrobione. Wyprasowane ubrania lądują na wieszakach w szafie/złożone w kostkę w komodzie i gdy rano wstanę to tylko złapię kilka rzeczy i od razu można się ubrać:) polecam to rozwiązanie:)

    OdpowiedzUsuń