poniedziałek, 26 grudnia 2011

Noworoczne postanowienia

Jak połowa Polaków ja również co roku robię plany noworoczne. Zawsze są to plany, które szczerze chcę zrealizować, zawsze staram się, by nie umarły śmiercią naturalną, jednak prędzej czy później lista z moimi planami trafia do kosza a ja o niej zapominam...

Zeszłoroczną listę tworzyłam parę dni. Akurat w tamtym okresie nie miałam pracy, więc miałam sporo czasu na jej dokładne przemyślenie. Postanowiłam, że będzie to lista, którą w końcu zrealizuję. By mieć większą motywację do tego, umieściłam ją w swoim podpisie na Wizażu. Pamiętam, że bardzo starałam się ją zrealizować, jednak po około 3 miesiącach zmieniłam podpis, a lista tradycyjnie odeszła w zapomnienie. Teraz bardzo tego żałuję, bo chciałam sobie zrobić takie podsumowanie roku i zobaczyć co udało mi się zrealizować, a co nie, niestety ostateczna wersja mojej listy jest w tej chwili nie do odtworzenia :( Przeszukując swoje wypowiedzi na wizażu (których trochę było) trafiłam na jeden wpis w którym wspomniałam coś o moich planach, dzięki któremu wiem, że w 2011 roku zamierzałam:

1. Pokolorować CV na różowo :)    WYKONANE :)
nie chodziło tutaj o zmianę koloru papieru, czy też czcionki, ale o takie sformatowanie układu graficznego i takie podrasowanie wpisanych w nim danych, żeby wszystko wydawało się w nim "różowe", czyli piękne i idealne. Cel został osiągnięty. Moje CV jest idealne i wycisnęłam z niego tyle ile się da. W następnym CV (poza nowym doświadczeniem zawodowym) zmienię jedynie zdjęcie na nieco bardziej "na luzie".

2. Znajdę świetną pracę    DALEJ JEJ SZUKAM...
niestety, pewnych rzeczy nie da się zaplanować. Tą wymarzoną pracą byłaby praca w księgowości, ale jeszcze nie nadszedł czas na realizację tego planu. Obecnie pracuję w Urzędzie Skarbowym na umowę o zastępstwo. Nie jest to ideał, ale sposób na zbliżenie się do tego wybranego celu.

2a. dopóki jej nie znajdę realizuję intensywny program dokształcający (8 godzin nauki dziennie) MOŻNA POWIEDZIEĆ, ŻE WYKONANY, ALE NIE DO KOŃCA
faktycznie, jak postanowiłam, uczyłam się po 8 godzin dziennie, a nawet więcej i to przez dość długi czas. Plan intensywnej nauki zakończył się w momencie dorwania pierwszej lepszej pracy, nie tej świetnej. Planowałam robić kurs komputerowy, który przerwałam z powodu braku czasu, niemiecki ledwo zaczęłam. Jedynie angielski dość długo ciągnęłam, ale od jakiegoś pół roku to głównie robiłam powtórki i mało co uczyłam się nowych rzeczy (chociaż na początku uczyłam się go bardzo intensywnie).

3. Nauczę się płynnie i swobodnie mówić po angielsku. ZAWALIŁAM
niestety, poziom mojej znajomości angielskiego nieznacznie się poprawił od początku roku. A był to plan całkiem realny. Wystarczyło się pouczyć... Zawiniłam, lenistwo wzięło górę i jest mi bardzo przykro z tego powodu. Plan zostanie przerzucony na przyszły rok i zostanie wykonany!

4. Będę dbać o siebie (regularne i zdrowe posiłki, więcej ruchu...)
HA, HA, HA, DOBRE...

5. Przeczytam angielską książkę SUKCES!
tą pozycję też miałam na mojej liście :) chwaliłam się nią na łamach blogu.

Być może lista z moimi noworocznymi postanowieniami była dłuższa, niestety nie jestem w stanie jej odtworzyć. Ale analizując to co miałam, uświadomiłam sobie, że warto takie listy zachować. Dopiero teraz widzę, że mijający rok wcale nie był taki najgorszy. Nigdy wcześniej nie robiłam takich analiz, a dzięki dzisiejszej widzę, że mam na koncie pewien duży sukces, zbliżyłam się do innego bardzo ważnego dla mnie celu... Poza planami kupiłam sobie samochodzik, zostałam kierowcą, odwiedziłam Warszawę (w tamtym tygodniu, był to spontaniczny wyjazd o którym nawet nie marzyłam, bo Wa-wa zawsze była miejscem nieosiągalnym dla mnie)... 2011 jednak nie był taki jałowy jak mi się wydawało...

Zeszłoroczne postanowienia pokazały mi, że nie tkwiłam w jednym miejscu. Dzięki nim lepiej wiem na co mnie stać w przyszłości, a tegoroczne cele zmobilizują mnie do aktywniejszego działania. Dzięki tym celom, przez cały rok nie będę myśleć, że np "fajnie by było gdybym umiała mówić po angielsku" ale "będę mówić po angielsku i zrobię wszystko co tylko możliwe by to osiągnąć". Jak myślicie, z którą postawą mam większe szanse osiągnąć sukces?
Wiadomo, mało komu udaje się spełnić chociaż część z tych Noworocznych postanowień, ale większości z nas dają one "kopniaka" do rozpędu, który mamy szansę wykorzystać w "biegu przez życie".

Mam jeszcze kilka uwag do tych Noworocznych Postanowień.
Plany, które snujemy, nie powinny być daleko terminowe (wiadomo, że jeśli mamy pracę za tysiąc zł/m-c to bez wygranej w totka nie uzbieramy w 1 rok na budowę domu) oraz nierealne (trzeba zdać sobie sprawę, że niektórych rzeczy nie przeskoczymy). Ja swoje tegoroczne postanowienia dobrze przemyślałam i umieściłam je w miejscu do którego bez problemu trafię za rok: w swoim blogu (w osobnym poście, by się nie zgubiły, ani nie pomieszały z listą 2011) ;) Dzięki temu zrobię kolejną ważną dla tych postanowień rzecz: pochwalę się swoją listą, dzięki czemu trudniej mi będzie z niej zrezygnować.

ps, w tym roku jedna z Bloggerek organizuje konkurs o podobnej tematyce. Ten wpis również pójdzie do oceny, może ktoś również będzie miał ochotę spróbować swoich sił :)

6 komentarzy:

  1. Postanowienia noworoczne zależą od nas samych. Niektórzy piszą je dla sportu, niektórzy traktują powaznie inni nie ;) Jedną rzecz moznaby jednak powiedzieć:

    "Ułatwiają nam życie. Dzieki nim wiemy co chcemy w życiu osiągnąć, i osiągamy to szybciej niż idąc na tak zwany żywioł. :)

    Pozdrawiam Paweł

    OdpowiedzUsuń
  2. "Postanowienia noworoczne" to tak pięknie brzmi, jednak z natury skazane są one na niepowodzenie. Dlaczego? Bo to postanowienia noworoczne, postanowienia, które w znacznej większości wypowiadamy na początku nowego roku, pełni euforii, że się zaczął. Szczęśliwi bo stary rok się skończył i szybko pójdzie w niepamięć a wraz z nim wszystkie nasze niepowodzenia. W tym pięknym, nowym roku, który jest białą kartą wspominać będziemy tylko zeszłoroczne sukcesy.
    Ale czy to jest dobre, dobre dla nas? NIE! Przecież te zapomniane porażki powinny stać się dla nas motorem do pracy nad sobą. Nie udało się? Nie podołaliśmy z czymś? To nas przerosło? Świetnie! Znamy już problem a to przecież połowa sukcesu. Zrzućmy z barków ciężar porażki i do dzieła. Znamy już swoje słabe strony to tym razem pójdzie nam łatwiej. Osiągniemy cel a radość będzie podwójna.
    Sama wiesz czy jesteś zadowolona ze swoich osiągnięć w 2011 r. Ja wiem, że na pewno jesteś zadowolona z faktu poznania siebie, swoich minusów, które teraz trzeba zmienić na plusy. Głowa do góry, pierś do przodu i do dzieła, Zmierz się ze sobą samą i wygraj.
    A jeszcze wracając do początku: proponuję te "postanowienia noworoczne" nazwać tak po prostu, celami do realizacji. W takiej formie nie będą podlegały "prawom noworocznej euforii" i zawsze będą równie ważne dla nas.
    Pozdrawiam i życzę sukcesów w 2012 r.

    OdpowiedzUsuń
  3. Łatwo jest rozpamiętywać swoje porażki. Jednak wątpię, by dla kogoś było to dobre, no chyba, że z dużym umiarem. Skupiając się na swoich niepowodzeniach zaczynamy myśleć o sobie jak o życiowym nieudaczniku, patrząc się na swoje błędy z przeszłości każda błahostka staje się "gwoździem do trumny". Widzimy jacy jesteśmy beznadziejni, przestajemy zauważać rzeczy, które nam wychodzą, oceniając siebie zaczynamy myśleć, że "wszystkim się jakoś udaje do czegoś dojść, tylko nam nie", popadamy w depresje... Bardzo motywująca wizja, nie ma co...

    Dla tego ja wolę patrzeć się na swoje osiągnięcia i myśleć, że "nie jest ze mną tak źle", "ja też potrafię do czegoś dojść", "mi też się coś udaje", no i w końcu "skoro tyle osiągnęłam, co stoi na przeszkodzie, by zrobić jeszcze więcej". Takie myślenie daje mi energię do dalszego działania i nawet jeśli mój zapał za parę miesięcy osłabnie, to i tak będę o parę kroków dalej, niż byłabym bez tego rozpędu. zawsze to coś :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oo, ho, ho. Ale ciemne chmury. Widzę, że się kompletnie nie zrozumieliśmy. Szkoda.
    Tak się składa, że ja nie wspomniałem nawet o rozpamiętywaniu porażek i niepowodzeń. Nie po to one są przecież. One są po to by móc poznać siebie. Każdy optymistycznie patrzący na Świat, wie jak wykorzystać swoje porażki, jaką naukę mu przynoszą i jest z tego powodu szczęśliwy (ja taką lekcję w ostatnim czasie dostałem, że myślałem iż to koniec - jednak po pewnym czasie zrozumiałem jakie szczęście mnie spotkało, rozumiałem kilka spraw i wiem ile pracy przede mną, żałować tylko mogę, że mój Optymizm się zachwiał). Dodam jeszcze używając poniższego cytatu: "Optymiści nie boją się popełniać błędów. Optymiści wiedzą, że właśnie dzięki działaniu, niezależnie od jego rezultatów, zdobywają nowe doświadczenie. Każdy błąd i każda tymczasowa porażka jest jedynie lekcją, dzięki której Optymiści zdobywają wiedzę dotyczącą właściwej drogi życia. Pozwala im to skorygować kurs ich własnej życiowej podróży[1].
    Druga sprawa to, to jak siebie widzisz. A widzę, że samoocena nie jest wysoka po stwierdzeniach: "nie jest ze mną tak źle", "potrafię do czegoś dojść", "się coś udaje". Pomyśl czy tak myśli osoba doskonała? Tu też posłużę się pewnym cytatem: "Chcę, żeby dotarło do Ciebie, że właśnie Ty jesteś najdoskonalszym Bożym dziełem, że dostałeś nieograniczony potencjał, że nie ma dla Ciebie rzeczy niemożliwych, że możesz osiągnąć wszystko, czego zapragniesz, że świat stworzony jest właśnie dla Ciebie, żebyś był szczęśliwy. I największym grzechem jest to, że zadowalasz się bliskim zera ułamkiem swojego potencjału"[2].
    Przepraszam, że wygląda ten komentarz jak wykład ale tak wyszło. Życzę Ci nieograniczonej energii i motywacji do realizacji swoich celów. Pozdrawiam.

    [1] 46 zasad zdrowego rozsądku, Wójtowicz W.
    [2] Optymizm, Stelmachowicz T.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję SZaAdam za powyższe komentarze. Są one bardzo wartościowe, chociaż dalej się z nimi do końca nie zgadzam.

    Według mnie optymizm polega na "zauważaniu, że szklanka jest do połowy pełna" a nie tego, że jest "do połowy pusta". Ja potrafię cieszyć się z wszystkiego nawet "bliskim zera ułamkiem mojego potencjału". Nie oznacza to jednak, że się nim zadowalam. Cieszę się po prostu, że dobrze mi idzie i pnę się dalej. Grzechem byłoby nie zauważyć tych drobnych rzeczy i czekać na sam efekt końcowy. Wiadomo, uczucie, że się coś dopięło na ostatni guzik i odniosło się długo wyczekiwany sukces jest nie zastąpione, ale co komu szkodzi czerpanie satysfakcji przez dłuższy czas podczas jego realizacji.

    A jak siebie widzę? Nie jestem najdoskonalszą istotą na świecie, ale z moją samooceną jest dobrze. Realistycznie oceniam swoje możliwości, parę razy (świadomie) próbowałam je przeskoczyć, jednak z marnym skutkiem. Jednak dzięki tym próbom wiem, co mam jeszcze do zrobienia //tu przyznaję Ci rację, że porażki mogą czegoś uczyć//. Mam kilka bardzo mocnych stron z których korzystam, jednak wolałabym rozwijać się na nieco innej płaszczyźnie.

    Ps,
    Stwierdzenie "nie jest ze mną tak źle" przeczytałeś zbyt dosłownie. Mi chodziło o to, że jest ze mną dobrze ;o) To się nazywa "czytanie między wierszami", kobietą często się zdarzają takie sformułowania... Podam może inny przykład tego zjawiska:
    Facet stoi przy oknie, a kobieta mówi, że zrobiło się jej zimno... chodzi jej o to, by zamknął to okno... dla mnie to oczywiste, a On nie widzi związku (przykład z autopsji) ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie ma za co! Przyznam się, że nauka z tych komentarzy działa w obie strony. Warto czasami skonfrontować swój punkt widzenia z punktem widzenia kogoś innego. Miło mi, że o tym samym mówimy różnymi językami a jednak dążymy do tego samego. Dodam tu jeszcze, że mam świadomość iż "Kobiety są jakieś inne" i też znam to z autopsji, wszak jestem już 8 lat po ślubie.
    A co do stwierdzenia "nie jest ze mną tak źle" to przeczytałem tak jak było napisane. Przyznasz, że nic nie stało na przeszkodzie by napisać od razu "że jest ze mną dobrze" a nawet bardzo dobrze. Oznacza to w zasadzie to samo a wygląda dużo lepiej, no i miedzy wierszami nie trzeba czytać. Ach te Kobiety.
    No i, nie mogę się powstrzymać, porażki nie "mogą czegoś uczyć", one "uczą".
    Tu zakończę i nie będę już wracał do tego tematu. Gratuluję otwartości umysłu i życzę Sukcesów, tych malutkich i tych dużych.

    Ps.
    Co do przykładu - chodzi może o Tomusia? Nieważne i tak zachował się jak normalny facet. Zwyczajne "zamknij okno" całkowicie byłoby zrozumiałe dla niego jak i dla mnie. Ach ta męska solidarność.
    Jednak cieszę się, że kobiety są tak "skomplikowane w obsłudze". Przez to Świat jest dużo bardziej kolorowy. Dziękuję za to w imieniu wszystkich (chyba wszystkich) normalnych facetów.

    OdpowiedzUsuń